Wpis bardzo późny (po prawie miesiącu od zawodów) jednak prawdziwy :)
Tor Krzywa to nie jest, nie był i raczej nie będzie żaden z bliskich mi torów a tym bardziej nie zostanie ulubionym miejscem do jazdy:

Po pierwsze patrząc na historie mojej MR2 to ZAWSZE jak jade na krzywą są jakieś problemy a autem - tym razem było dokładnie tak samo.
Po drugie jest to obiekt zupełnie płaski i premiujący możliwie duże pokłady przyczepności = moc ma drugo, trzecio, czwarto -rzędne znaczenie.

Natomiast zacznijmy od początku czyli piątku 14stego, kiedy standardowo cały zestaw postaci mojego staruszka V70, lawety i MR2 został przygotowany do wyjazdu. Koła, pasy, narzędzia, wszystko co potrzebne gotowe do startu.
15sty - ten dzień, druga runda VTEC Cup Poland, wczesnym rankiem/nocą start maszyny i ogień przez S8, A4 aby dotrzeć punktualnie na miejsce. Trasa pozytywnie nudna, bez przygód, ślimacze tempo 80 km/h i kilka godzin później jesteśmy na miejscu. Tym razem silnika ekipa (Tomek, który zapewnia zawsze duchowe wsparcie, tata jako filmowiec żeby skręcić coś na YT, Ola i jej FG2 aby również poupalać + porobić foty no i na końcu ja). Znajdujemy miejsce aby się rozładować, witamy po kolei ze znajomymi, pozytywne emocje, odbieramy pakiety startowe i nadchodzi TEN MOMENT


- wsiadam do MR'ki aby zjechać z lawety i...? Kluczyk, taki kluczyk, taki co się nim odpala auto, taki w niebieskim 'kondomie' z Aliexpress... myśle, myślę...

kurtka - nie ma
siatka - nie ma
kieszeń - nie ma
schowek - nie ma
schowek - nie ma
stacyjka - nie ma
podłokietnik - nie ma
karton z dziwnymi rzeczami - nie ma

KU**A... do domu tylko 2xx KM jest 8:00 nawet wsiadając w Volviaka i jadąc w obie strony to sa lekko 4-5h = połowa jazdy już w plecy, ale co zrobić? Nie myśląc zbyt długo Tomek wziął Volvo i ruszył na ratunek w postaci dostarczenia kluczyka, który prawdopodobnie został na biurku.

Krzątając się po parkingu i śmiejąc z własnej głupoty natrafiłem na KRZYSZTOFA RYDZKOWSKIEGO, który zadał mi pytanie: a masz immobilaizer? No nie mam odpowiedziałem, ponieważ w miejsce fabrycznego kompa jest EMU. 15 minut później za pomocą śrubokręta krzyżakowego, śrubokręta płaskiego i młotka MR2 odpaliła ;-) Kilka śrubek aby dostać sie do stacyjki, która została odłączona + kilka uderzeń aby zerwać blokadę kierownicy i z ładnej zabawki (wiem, że przesadzam) auto stało się rasową wyścigówką odpalaną na śrubokręt ;-)
Szybki telefon do Tomka - wracaj, świat uratowany... możemy jeździć bez kluczyka!

Teraz po miesiącu wydaję się to mega zabawne, natomiast tamtego dnia jakoś super śmieszne nie było :D Tutaj jeszcze raz oficjalne podziękowanie dla Krzysztofa za profesjonalną 'naprawę' ;-)

Pełny energii i zadowolony ruszyłem na pierwszą sesję razem z instruktorem. Kilka kołek, kilka uwag i porad, kilka kołek i dalsza rozmowa po zakończeniu jazdy uświadomiły kilka błędów w jeździe, które wymagają poprawy - SUPER - jest jeszcze 5 sesji na wdrożenie, będzie mega dobry dzień...
Druga sesja i tym razem przejazd z pasażerem z EP3, kilka fajnych kółek i patrze, że na desce 'cuś' mryga = spada napięcie i jest już poniżej 12V... nie wierze, 2 m-ce wcześniej podczas pierwszej rundy na Silesia Ring pod koniec dnia padł alternator - został wymieniony i teraz to samo? WTF? Zjazd na parking, szybka diagnoza - brak ładowania... KU**A znowu... nerwowe ruchy, bieganie po parkingu i skompletowałem power banka w postaci pożyczonego akumlatora od Fulka, prostownika od obsługi toru i tym samym udało się przywrócić trochę życia w auto.
Sesja nr 3: zrobione 3-4 okrążenia (w tym jedno najlepsze tego dnia) i oczywiście koniec prądu w układzie, odłącza się wspomaganie, odłącza sie ABS - czas zjeżdżać z toru...

Sesja nr 3 była ostatnią w której uczestniczyłem MR'ką i zapewniła mi finalnie 5 miejsce w klasie street+ z czasem 1:02.

Chwila, chwila? ale czy czasami Ola też nie jeździła? No pewnie, że jeździła i to jak dzikuska. To był jej 'pierwszy raz' w FG2 na jakimkolwiek torze i popełniła wszystkie możliwe błędy - uciekający tył, płużący przód, kwadratowa jazda, ścinanie, przeginanie z prędkością, jeżdżenie po pachołkach i inne... i co? Nic :D Bawiła się jak nigdy wcześniej, wkurzała na samą siebie i po prostu czerpała radość z jazdy i tego, że uczestniczy w evencie. Auto jako total seria po dolocie, wydechu, strojeniu i na obniżających sprężynach Tein'a, z pełnym wnętrzem i podtlenkiem LPG w bagażniku nie jest mistrzem zakrętów, przyspieszeń czy też prowadzenia, jednak potrafi wywołać uśmiech na twarzy i to sie liczy! Finalnie czas 1:06:669 zapewnił jej 5 miejsce w klasie street.

Jak widać dzień pełen emocji i przygód - niektóre z głupoty inne z pecha inne z przypadku ;-) Poniżej krótka relacja w formie video oraz mała galeria zdjęć od Oli.


Link do pobrania wszystkich zdjęć w wysokiej rozdzielczości jako 'paczki' w pliku zip - kliknij tutaj. Trzeba zapisać na komputerze i rozpakować.
Zdjęcia można dowolnie wykorzystywać na potrzeby własne - natomiast jeśli będziecie je wrzucać na FB będzie nam miło jak podlinkujecie/oznaczycie jej profil na FB (Alexis Fotografia) - kliknij, oraz mój (Jarusnet) - kliknij.

Do zobaczenia na kolejnych rundach.